Tak, tak - Laborantki są świadome, że wakacje się skończyły i nowy rok szkolny już definiuje ich życie, ale one dalej chcą do lasu, a przynajmniej chcą jeszcze chwilę powspominać jak tam było. Tym razem mała anegdotka z ostatnich dni wakacji:
Dzieci Laborantki B to zapaleni fani piłki nożnej i w przyszłości ich plany zawodowe to bycie sławnym piłkarzem, z zamianą nazwiska na Messi lub Ronaldo włącznie. Plan awaryjny, gdyby ewentualnie
"nie daj Boże" piłkarska kariera nie była możliwa, to dla Syna J - "Poszukiwacz przygód". Laborantka chcąc wyjść na przeciw tym życiowym wyborom potomka postanowiła zorganizować wycieczkę po lesie poza szlakiem - tak na przełaj, przez chaszcze, strumyki, kłujące jeżyny, zwalone pnie drzew, wysokie krzaki, czyli wszystko to, co PRAWDZIWI Poszukiwacze Przygód lubią najbardziej. Myślała, że to super-chłopacka zabawa, która, trzeba przyznać, jej samej sprawiała dużo przyjemności. Niestety Syn J nie docenił pomysłowości matki - gdy po raz kolejny trzeba było odczepić z nogi jeżynowy pęd, a przed nimi wyłoniło się ostre podejście pod górkę, gdy już rozmowy zaczęły być prowadzone w tonie małej paniki i zaczęto snuć plany jakie to mięsko uda im się zdobyć w lesie do zjedzenia, Syn J oświadczył, że on przygód nie będzie szukał w TAKIM lesie. Na pytanie Laborantki w jakim innym, powiedział, że w zagranicznym...
Ech! To się nazywa spaczony przez konsumpcjonizm i współczesne media umysł - pewnie mu się zdaje, że w tym wymarzonym zagranicznym lesie będzie wszystko uporządkowane i proste jak w hipermarkecie, a sam będzie się czuł tak komfortowo jak przy oglądaniu National Geographic na ciepłej kanapie...
Laborantka B doszła do wniosku, że w tym nowym roku szkolnym czeka ją poważne zadanie edukacyjne - na nowo oswoić swoje dzieci z piękną polską przyrodą i trochę poprzestawiać w tym nieukształtowanym jeszcze, dziecięcym systemie wartości. Trzymajcie kciuki!
Ech, przypomniał mi się epizod z młodzieńczych lat, kiedy to zaprosiłam swojego "miastowego" chłopaka na spacer po lesie, a właściwie na przeprawę. Miałam być tą pozytywną bohaterką, która to niczego się nie lęka i zna las jak własną kieszeń. Okazało się, że jednak znałam go raczej jak własną torebkę i trzymając fason do końca, choć wewnątrz panikowałam, że się zgubiłam, wyprowadziłam nas z tego gąszczu. Przerażenie w oczach lubego i było bezcenne :-)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w edukacji swoich dzieci.
No trzymaj Wierra kciuki, bo dzisiejsze dzieciaki są trudnym materiałem edukacyjnym:)
UsuńTaki leśny test można byłoby robić każdemu Lubemu. I to cyklicznie co jakiś czas! Ciekawe czy przy spotkaniu z niedźwiedziem, albo żmiją umieliby sobie poradzić.
Buźki
LAB