"Chłopaki - włóżcie kapcie, poukładajcie książki, pościelcie łóżka, chodźcie jeść, umyjcie zęby, posprzątajcie zabawki!" -Laborantka B przez cały boży dzień zrzędzi swoim ukochanym dzieciom. Słuchać się tego nie da, więc chłopaki nie słuchają. Laborantka mozolnie podnosi po raz setny dinozaury, autka i inne takie tam. Chętnie by się tego wszystkiego pozbyła, ale konsultacje w tej sprawie z potomstwem mogą trwać latami. Przychodzi jej do głowy pewien chytry pomysł - można by to chińskie badziewie wtrynić do wianka. To znaczy dekorację z tego zrobić. W ten sposób nic nie pałętałoby się pod nogami, a badziewie może nawet nabrałoby bardziej szlachetnego, artystycznego charakteru. Wszystkich, którzy dobrnęli do tego momentu zawiłej historii Laborantka B prosi nie podejrzewać jej o odwet za bałagan na biednych dzieciątkach. Po prostu - "znalezione nie kradzione" (na co dzień absolutnie nie stosuje tej zasady, to jest wyjątek), leży biedne porzucone - trzeba się zaopiekować. No i przygarnęła parę autek - nic nie zauważyli. Z perspektywy dzieci jakimś cudem zrobiło się miejsce na kolejne zabawki i już!
Niezły patent na miejsce na nowe ;)))
OdpowiedzUsuńJa sortowałam na tury i wkładałam na górę szafy, potem wyciągałam i były jak nowe, te już "wybawione pakowałam" ziu na szafę i za czas dla odmiany kolejna porcja "nowych" ;)))
A wianek uliczny super!
Świetny pomysł! Męska rzecz ;D
OdpowiedzUsuńMiło, że się podoba! Patent z chowaniem zabawek na tury też już Laborantka przerobiła - potem przy okazji wiosennych porządków zdziwiona odkrywała te sprytniej pochowane. Biedaki czekały, a ich kolej już dawno minęła:)
OdpowiedzUsuń