Gdy się ma dzieci, które bez sportu nie potrafią żyć, koniecznie trzeba być przygotowanym na częste wizyty na oddziale urazowym szpitala, wręcz wykupić abonament. Do tego nerwy ze stali i zaliczony kurs mistrza zen. No i najważniejsze - kule. Warto mieć takie rozsuwane, bo rosną razem z małym rozrabiaką. W Laboratorium zeszły tydzień obfitował w ortopedyczne kraksy. Kule też się przydały, niestety...Całe szczęście dzieci regenerują się w szybkim, czasami zastraszającym tempie, więc nowy tydzień rozpoczął się z czystym kontem. Niech szczęście sprzyja małym sportowcom!!! Rodzice marzą o rodzinnym wypadzie w góry i wszelkie kontuzje będę bardzo niemile widziane!
A propos kuli:) Laborantki jakiś czas temu poeksperymentowały z wymagającym technicznie naczyniem w kształcie kuli. Dlaczego wymagającym? Otwór takiego naczynia jest mały i ciężko jest wewnątrz naczynia umocować gąbkę florystyczną, która pozwala dowolnie ułożyć elementy aranżacji. Można oczywiście powkładać kwiaty swobodnie, jak do wazonu, ale gdy chcemy, aby kompozycja w niezmienionej formie mogła być przenoszona, a nawet przesyłana, koniecznie trzeba materiał florystyczny wkleić. Laborantki trochę się z tym natrudziły, ale w końcu się udało. Następnym razem spróbują wlać do środka gips, który tężejąc utrzyma rośliny w odpowiednim miejscu. Problem w tym, że ciężki, ceramiczny wazon, dodatkowo obciążony masą gipsową, będzie sporo ważył...
Laborantki pozdrawiają wiosennie, pastelowo, a jedna to już nawet z samiuśkich Tatr macha:)
Kula śliczna, bardzo mi się podoba...
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńPzdr!!!