Jeszcze w styczniu cała Polska świętowała nadejście wiosny. Tymczasem w lutym jedna z Laborantek nieopatrznie wybrała się na wieś i ...stoczyła morderczą walkę z zimą.
W założeniu - narty, igraszki na śniegu z dziećmi, wieczory przy kominku, nadrobienie czytelniczych braków. Gdy przyszły mrozy była pewna, że wystarczy po prostu więcej dołożyć do pieca. Ale nie! Trzeba było się bardziej natrudzić, a miastowej dziewczynie nie przychodzi to łatwo. Musiała się mocno przekonywać do cogodzinnych wyjść na siarczysty mróz (-30stC w nocy) do drewutni po drewno, które kominek zżerał w zadziwiająco szybkim tempie (a w domu ciągle zimno). Nie poddała się gdy wysiadły korki i trzeba było je naprawiać nocną porą na dworze balansując na koszu na śmieci (jednak 1.8m wzrostu czasami nie wystarczy). Nie straciła głowy nawet wtedy gdy w błogim śnie usłyszała wybuch telewizora i poczuła swąd palących się przewodów (okazało się, że we wsi nastąpiło potężne spięcie i dzięki jej zgłoszeniu we wsi nie spaliły się wszystkie możliwe urządzenia elektryczne). To, że akurat następnego dnia skończył się gaz w butli nie było żadną wielką hecą. Ale miastowa panna nie przeżyje bez... bieżącej wody. Zamarznięta rura nie chciała słuchać gróźb i próśb. Pozostała niewzruszona z całą zlodzoną zawartością w środku.
Zima wygrała. Laborantka spakowała Rodzinę, tobołki, pięknie naostrzone narty i wróciła do miasta. Pokonana.
Na pociechę taki oto trochę wiejski, cepeliowy w wymowie wianek zainspirowany zimowymi chłodami.
Interesujący wianek;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Faktycznie, trzeba przyznać nieskromnie, że Laborantki są zadowolone z tego szybkiego eksperymentu. Może spróbują z innymi kolorami... Pozdrawiają mocno i dziękują za każdy odzew:)
Usuń