środa, 12 czerwca 2013
Byle do mety!
W oddali majaczy już koniec roku szkolnego i choć Laborantki dawno (!) nie są uczennicami, jednak na ten moment czekają z wielką niecierpliwością. Życie Laborantek jest bowiem ściśle zdeterminowane przez cały szereg zdarzeń szkolnych i zajęć dodatkowych laboratoryjnych dzieciaków. Można powiedzieć, że tak jak rzesza innych rodziców, prowadzą bardzo intensywne podwójne życie. Praca w Laboratorium to czysty relaks w porównaniu z popołudniowym domowym chaosem do ogarnięcia, czyli biegiem przełajowym z przeszkodami. W ciągu tygodnia Laborantki przemierzają z potomstwem kilometry śmigając pomiędzy zajęciami u logopedy, treningami karate i piłki nożnej, zajęciami plastycznymi, lekcjami języka angielskiego i gry na keyboardzie (oczywiście to wszystko w podziale na dwie rodziny:). Gdy dotrą wreszcie do mety DOM muszą jeszcze ostatkiem sił wspiąć się na wyżyny swoich możliwości psychofizycznych, by w miarę przytomnie pomóc w odrabianiu lekcji, ugotować coś jadalnego i ogarnąć rodzinne gniazdko po dziecięcym huraganie. Nie powinny jednak narzekać - same sobie to zafundowały dołączając do grona nadprogramowo aktywnych rodziców, chowających pewnie nadprogramowo aktywne dzieci. Czy to dobre? Nie ma czasu do zastanowienia:) Póki starcza sił, optymizm nie opuszcza i wszyscy są zadowoleni taki stan rzeczy będzie trwał. Z czasem dzieci się usamodzielnią i Laborantki będą tęsknić za tym intensywnym rodzinnym życiem...
Tymczasem nieco zmęczone bieganiną Laborantki czekają na wakacje i stan względnego lenistwa. A jak wakacje to morze, plaża i ... muszle. Jakiś czas temu zdarzyła się prośba o wykonanie kompozycji w muszli-gigant. Będzie przypominać przez cały rok pewnej sympatycznej Pani Doktor radosny wakacyjny czas.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz coś do nas, chętnie przeczytamy i odpiszemy