wtorek, 13 grudnia 2011
Oyumanione
Tytuł odzwierciedla stopień zmęczenia laborantek - miało być OTUMANIONE, ale nijak nie chciało się poprawić. Ich zmęczone pracą ciała funkcjonują na autopilocie, a on czasem szwankuje. Pracownia działa na najwyższych obrotach (wliczając wyjazd na giełdę już o 4.30 rano, a do wieczora daleeeeeeko, jeszcze potem siatkówka na dobicie, tak o 20.30). Wyglądają jak "bida z nyndzą" - jeden lać (po śląsku kapeć) na nodze, drugi gdzieś w bombkach, włosy związane w niechlujną kitkę, mech z chrobotkiem w kawie... Nawet do placówek oświatowych wybiegają w fartuchu i z brokatem na czole. W Święta wypięknieją i będą błyszczeć dla swoich mężów... Buźki dla ukochanych za ciepliwość!!! (kurza twarz - miało być cierpliwość).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak rozumiemiem robicie to dla przyjemności, a nie z obowiązku. I jeszcze narzekacie na zmęczenie. Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńJa nie mam takiego luksusu!! Rano, codziennie wstaję o 5:30. Muszę iść do pracy na 7:00. Po pracy i wykonaniu wszystkich pozostałych obowiązków domowych jestem tak zmęczona, że nie mam siły iść na siatkówkę....
Wierzcie mi dziewczyny. Nie jest z wami jeszcze tak źle. Ja nawet nie mam siły narzekać. Wy ją macie...........
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz z małymi poprawkami.
OdpowiedzUsuńNarzekanie to nasza specjalność:) Ale tak serio - robimy TO oczywiście z wielką przyjemnością po to, by wyjść z roli kur domowych. Z obowiązku przed samymi sobą, żeby realizować swoje marzenia i plany zawodowe. To nasze wprawki przed ewentualnym startem z działalnością gospodarczą. Dlatego traktujemy nasze florystyczne eksperymenty śmiertelnie poważnie i regularnie chodzimy do pracy, która znajduje się w tzw."przykuchni" (pisałyśmy o tym w jednym z pierwszych postów). Po pracy w szybkim tempie przeobrażamy się znowu w matki, żony i kochanki i tak do wieczora. C'est la vie... Powiem szczerze, że mamy inny dylemat - czy będąc tak długo na dobrowolnym macierzyńskim znalazłby się jeszcze ktoś chętny do zatrudnienia nas na etat? Szczerze wątpimy, bo mamy poczucie, że już niewiele umiemy i na niewiele możemy się przydać. Dlatego zagrzebałyśmy się w "przykuchni" i w ten sposób odnajdujemy siebie sprzed lat (czy ja jeszcze w ogóle piszę sensownie i zrozumiale?:). Trzeba przyznać, że możemy to robić dzięki naszym mężom. Zmęczenie w pracowni jest dla nas stanem pozytywnym, a my po prostu się z tego śmiejemy.
Ale nam wyszedł kurzy manifest!:)
Dziewczyny do boju! Co tam brokat i zimna kawa, liczy się efekt!
OdpowiedzUsuńŁączę się z Wami w bólu i cierpieniu ;)
Jesteście genialne, cudowne, pelne dowcipu, talentu plastycznego. Aniu znam Cię od małego (cioteczka Ewa)i nie mogę wprost uwierzyć w Twoj talent plastyczny. Z babcią jestesmy po lekturze Waezego bloga. Pozdrawiamy, Zyczymy udanych projektów.
OdpowiedzUsuń